piątek, 22 maja 2015

Coś o emigracji i języku polskim

Aleksandra Kaśków

Emigracja, obczyzna, życie poza Polską – eldorado czy ułuda? Konieczność czy dobrowolny wybór? A co dalej z językiem polskim? To dla wielu Polaków wciąż frapujący temat. Budzi emocje.
Swoją historię opowiada Aleksandra Kaśków – Polka od lat mieszkająca w Niemczech. Zapraszam do lektury.



 
Do Niemiec zawitałam 18 lat temu. Męża poznałam przez koleżankę. Zupełny przypadek. Na początku nie miałam ochoty mieć z nim nic wspólnego. I tak moje myśli biegły wokół jednego tematu: Niemiec – to na pewno materialista, itd.... Przyznaję się. Myślałam wtedy typowo, zgodnie ze stereotypem! A tu przyjechał człowiek zupełnie inny niż go sobie wyobrażałam. Nie był arogancki, przeciwnie – wrażliwy i uważny! Wysoki, no powiedzmy olbrzymi.
I tak się zaczęło. Bo czasami życie płata nam figle!
Początki mojego życia w Niemczech były potworne. Zostawiłam dom, rodzinę, pracę, przyjaciół. Myślałam, że zwariuję na obczyźnie. Może teraz inaczej spoglądam na życie, ale wtedy to była dla mnie tragedia.
Teraz, po wielu latach mój świat się zmienił. Mam syna, który daje mi radość. Bez niego dawno by mnie tutaj nie było.
Jednak nie jest łatwo wychować dziecko na obczyźnie. A już na pewno nie tam, gdzie ludzie mają dwa, trzy, a może więcej poglądów na tę samą sprawę.
Wyszłam za mąż za Niemca, który nie ma polskich korzeni. On jest ewangelikiem, ja katoliczką. On mówi tylko po niemiecku, ja dodatkowo innymi językami.
I nagle tu zaczęły się problemy. Może nie ze strony męża, ale ze strony jego rodziny. Dzisiaj mnie to śmieszy, ale wtedy to był kłopot . Prawdziwym problemem okazał się język. Rodzina męża uparcie i butnie twierdziła, że dziecko należy wychowywać tylko w jednym języku. Oczywiście, w ich opinii, w języku niemieckim. Bo inaczej będą tylko problemy! Walczyłam z nimi, tłumaczyłam, że są w błędzie, że dwujęzyczność jest dla dziecka korzystna. Spać przez to nie mogłam. Argument, że moja mama i siostra nie znają niemieckiego, nie przekonywał ich. Słyszałam: “To niech się nauczą!” Ręce opadały! Jaka ja wtedy byłam samotna i zawiedziona. Ale nie poddałam się! Moja mama często u nas bywała. Ona – Polka, nauczycielka historii – jak miałaby rozmawiać z własnym wnukiem? Miałaby do mnie pretensje i żal, gdyby moje dziecko nie znało polskiego. Dzisiaj, kiedy o tym myślę, nie wiem po co to wszystko było potrzebne. I tak rozmawiałam z dzieckiem po polsku. Bajki, piosenki, filmy... W naszym domu nawet kiełbaski pachniały po polsku! Jestem szczęśliwa i dumna, że mój syn mówi po polsku. Serce mi się raduje, kiedy czasami słyszę: “Dziękuję, mamusiu!” Wiem, że może spokojnie pojechać do Polski i nie będzie potrzebował językowej pomocy. Będzie umiał kupić sobie ukochane kabanosy, biały ser i bigos! Potrafi trochę czytać, ale – niestety- nie umie pisać w języku polskim. Problemem jest to, że syn jest dyslektykiem i ortografia polska jest dla niego prawdziwym horrorem! Język polski zalicza się do najtrudniejszych języków świata pod względem gramatyki i ortografii. Nie umiem go nauczyć pisać. Ale może jeszcze znajdę sposób, aby mu w tym pomóc.
I tak mija mi życie na obczyźnie. A język polski jest naszą codzienną mową. I nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej.

Aleksandra Kaśków

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz